W publicznym systemie ochrony zdrowia polskie pielęgniarki wciąż nie zarabiają dobrze, zamiast opiekować się pacjentami, wykonują pracę sekretarek medycznych, a kolejne zdobywane przez nie kwalifikacje nie są uznawane – ocenia Agata Kaczmarczyk, przewodnicząca małopolskiego regionu OZZPiP.
Jak podkreśla, pielęgniarka w publicznym systemie ochrony zdrowia musi liczyć się z tym, że będzie wykonywała pracę za co najmniej dwie osoby. Czas, który powinna przeznaczyć dla pacjenta, będzie musiała podzielić między czterech pacjentów. Do jej obowiązków należą także czynności, które w innych krajach są wykonywane przez pracowników wspomagających, np. przez sekretarki. Jest pielęgniarką, lekarzem, sekretarką, opiekunką, psychoterapeutą, fizjoterapeutą.
„Problemów jest wiele i wcale nie najważniejszym, wbrew pozorom, są pieniądze, a właśnie warunki pracy. Mówimy oczywiście o publicznym systemie ochrony zdrowia, nie o prywatnym, bo to są dwie równoległe rzeczywistości”
– podkreśla w rozmowie z Radiem Kraków Agata Kaczmarczyk i zaznacza, że jeśli to się nie zmieni, chętnych do pracy w publicznym systemie ochrony zdrowia nie będzie.
Przewodnicząca małopolskiego regionu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Połoznych zauważa także, że w niektórych miejscach pielęgniarki funkcjonują „pół analogowo”. Zdarza się, że aby wpisać coś do systemu, czekają w kolejce do komputera. Wciąż ogromnym obciążeniem jest dla nich tzw. papierologia, odbywająca się kosztem czasu dla pacjenta.
„Odnoszę wrażenie, że my nie odrabiamy lekcji z tych krajów, które już to zrobiły. Są wyniki badań naukowych, które potwierdzają, że jedna pielęgniarka na dyżurze mniej oznacza około 30 procent więcej powikłań dla pacjenta i kilkanaście procent zgonów więcej”
– przestrzega przewodnicząca małopolskiego regionu OZZPiP.
Czytaj także: Duża rotacja pielęgniarek = większe ryzyko zgonu pacjentów
Mówi też o przypadkach, kiedy kwalifikacje pielęgniarek nie zostały uznane i podaje przykład Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
„Podmiotem tworzącym jest Uniwersytet Jagielloński, który wydaje dyplomy, kształci pielęgniarki w systemie dwustopniowym. To jest kuriozum, bo potem ta sama instytucja (szpital jest własnością uniwersytetu), tego dyplomu nie uznaje”
– opowiada.
Kłopoty z uznaniem dyplomów mają także pielęgniarki z krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego, szpitali w Brzesku, Wadowicach, Suchej Beskidzkiej, Gorlicach i Nowym Sączu. Pielęgniarki dochodzą swoich praw w sądzie.
W rozmowie poruszony został także temat wykonywania zawodu pielęgniarki w kontekście zmian demograficznych i starzejącego się społeczeństwa, również starzejących się kadr pielęgniarskich.
„Braki widoczne w szpitalach uzupełniają pielęgniarki, które pracują w dwóch, trzech miejscach. My już widzimy, że jest coraz gorzej i że te dyżury są okrajane. To też jest powód, dla którego młode pielęgniarki nabierają trochę doświadczenia i szybko uciekają ze szpitala, w którym w dwie osoby mają 40 pacjentów do „zaopiekowania”. To nie jest wcale już taka duża emigracja na Zachód, to jest emigracja do prywatnego sektora”
– podkreśla Agata Kaczmarczyk w rozmowie z Radiem Kraków.
Źródło: radiokrakow.pl
Foto: pixabay.com