Każda praca, którą musimy wykonywać w nocy, jest trudna, bo noc jest od spania. Kiedy zapada zmrok, organizm wydziela melatoninę, hormon snu. Starasz się należycie wypełnić swoje obowiązki, ale też pokonać własny organizm, senność i szybko narastające zmęczenie. I kiedy wydaje ci się, że wszystko masz pod kontrolą, dzieje się coś, czego nie mogłaś przewidzieć.
Takie sytuacje zdarzają się dość często podczas nocnych dyżurów w szpitalach. One najbardziej zapadają w pamięć.
Ewa Król, młodziutka pielęgniarka z trzymiesięcznym wówczas stażem pracy, rozpoczyna nocny dyżur. Oddział dysponuje 24 łóżkami internistycznymi i 4 z intensywnym nadzorem, z czego wolne były tylko 2 łóżka pod specjalnym nadzorem. Dyżurują dwie pielęgniarki na internie i jedna w części pod specjalnym nadzorem. Wśród pacjentów są dwie osoby w bardzo ciężkim stanie – krwawią z przewodu pokarmowego. Ich stan jest krytyczny, co powoduje, że nie można ich spuścić z oczu. Jest też starsza pani, z którą kontakt jest mocno utrudniony.
Taki dyżur pamięta się do końca życia
„W chwili przyjęcia na oddział otrzymałyśmy informację, że pacjentka nie chodzi. W takich przypadkach łóżko zabezpiecza się podniesieniem barierek przyłóżkowych, aby chory przez przypadek nie spadł z łóżka. Pacjentka była nakarmiona, napojona, podano jej leki. Leżała spokojnie w łóżku, miała zamknięte oczy, jakby drzemała. Co jakiś czas zaglądałyśmy do niej. Nic nie zapowiadało nieszczęścia. Nie wiadomo, dlaczego chora postanowiła wstać i wyjść z łóżka. Udało jej się to, pomimo zastosowanych zabezpieczeń. Niestety upadła i uderzyła głową o podłogę. Po tym zdarzeniu została błyskawicznie przeniesiona na odcinek „erkowy”. Podjęto stosowne działania medyczne, aby ją ratować. Nie udało się. Zapis EKG wskazywał, że pacjentka miała zaburzenia pracy serca i doznała bloku trzeciego stopnia. Zmarła”
– opowiada Ewa Król.
Gdy po skończonej pracy wsiadła do samochodu, aby wrócić do domu, rozpłakała się.
„To chyba ze zmęczenia. Blisko trzydziestu pacjentów i tylko trzy pielęgniarki. Każdy pacjent czegoś potrzebuje, każdy wymaga uwagi i opieki, ale nie każdemu można pomóc, bo jego stan jest krytyczny. To bardzo obciąża psychicznie i fizycznie. Codzienność szpitalna jest trudna. Jeśli na te sytuacje nakłada się jeszcze atmosfera między medykami, dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów. Buzowała w nas adrenalina, a przecież trzeba było koncentrować się na pacjentach. O wiele łatwiej pracuje się w zespole, który się dobrze dogaduje. Mnie brakowało przede wszystkim zawodowego doświadczenia, odporności, którą nabywa się z czasem. To chyba mnie trochę przerosło. Zanim ruszyłam do domu, musiałam odreagować. Płacz uwolnił moje emocje i pozwolił chłodniej, z dystansem spojrzeć na pracę”
– wspomina Ewa Król.
Czytaj też: Pamiętam ten dyżur. „Nie gromadzę złych emocji”
Nocny dyżur to ważna lekcja
„Nie przepadam za nocnymi dyżurami, bo odbijają się na mojej kondycji. Źle się po nich czuję, ale na szczęście nie często mam nocne dyżury. Praca pielęgniarki nie jest łatwa. Ciężki stan pacjentów, gęsta atmosfera w zespole i problemy osobiste przekładają się na nasz stan psychiczny. Chociaż powtarzam sobie, że nie jestem jak zupa pomidorowa i nie każdy musi mnie lubić, to wiem, że w przyjaznym środowisku pracuje się łatwiej, z mniejszym emocjonalnym obciążeniem. Otwarcie powiem, że ten dyżur zostawił w moim sercu pewną rysę i chyba dlatego wciąż o nim pamiętam. Ale z drugiej strony to była też ważna lekcja dla mnie. Osobiście doświadczyłam prawdziwego smaku swojej pracy, swojego zawodowego wyboru, bo co nas nie zabije, to nas wzmocni”
– wyznaje Ewa Król.
Jej receptą na rozładowanie emocji nagromadzonych w ciągu dnia pracy jest szczera rozmowa z najbliższymi. Jak sama mówi, czasem w tych rozmowach okazuje złość, czasem płacze, ale to pomaga.
„W naszej pracy bardzo brakuje wsparcia psychologicznego dla personelu medycznego. Wszystko, czego doświadczamy podczas pracy w oddziale, odbija się na nas, bo przecież to ciągła walka o zdrowie i życie ludzi. Niektórzy pacjenci są mili, ale zdarzają się też osoby niegrzeczne lub wręcz wulgarne. To trzeba przepracować, aby negatywne emocje nie kumulowały się w naszej psychice”
– podkreśla Ewa Król.
Pracuje jako pielęgniarka niecały rok. I chociaż chwilami bywa bardzo ciężko, nie zamierza z niej rezygnować. Czuje, że lubi swoją pracę. Coraz częściej jednak pojawia się myśl na temat wyjazdu do pracy za granicę. Tam prestiż zawodu pielęgniarki jest inny. Są lepsze zarobki, a obłożenie pracą mniejsze. W Polsce na 1 tys. mieszkańców przypada średnio 6 pielęgniarek, przykładowo w Niemczech 13. Patrząc na te statystyki, Ewę dopada refleksja, jak wyglądałby taki dyżur w niemieckim szpitalu, gdzie byłaby obsada 6-osobowa. Niestety w Polsce nie są przestrzegane normy zatrudnienia, na dyżurach nie ma wystarczającej obsady.
Ewa Król zna placówki, w których na nocnej zmianie jest tylko jedna pielęgniarka na cały oddział. Młoda pielęgniarka zwraca także uwagę na problem wieku personelu pielęgniarskiego. 34 proc. pielęgniarek i 30 proc. położnych osiągnęło już wiek emerytalny. Inny absurd pracy w polskich szpitalach to nieuznawanie wyższego wykształcenia przez osoby zarządzające szpitalami.
To już kolejny artykuł z cyklu „Pamiętam ten dyżur„. Mamy nadzieję, że spodobał się naszym Czytelniczkom i Czytelnikom i że sami również zechcą się podzielić swoimi wspomnieniami z dyżurów. Czekamy na Wasze komentarze i maile – kierujcie je na adres redakcja@jestempielegniarka.pl.